Ogłoszenie

Tak, w galerii pojawiają się obrazki, przedstawiające moje małe wyobrażenia bohaterów. Obrazki dodawać może każdy użytkownik więc jeśli macie inne zdanie niż ja - śmiało! :)

#1 2012-01-06 21:08:19

 nanina

Administrator

5112960
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 269
Punktów :   
WWW

E.

Wiecie, kiedy zaczynałam pisać tego bloga, w mojej głowie pojawiło się zakończenie. To opowiadanie miało napisanych już ich wiele, ale zdecydowanie to jest moim ulubionym.
Mogłabym go pewnie jakoś wykorzystać ale prawda jest taka, że zbyt wiele moich założeń się zmieniło, żeby miał sens. Tak więc... Pierwsze - moje ulubione - zakończenie swiat-lily. Zwłaszcza, że i tak wszyscy je znamy

(No tak, jeśli ktoś nie wie Joyce=Lexie)

EPILOG

I. Lipiec 1994, Wybrzeże Anglii

Kopiec Kreta był jednym z ciekawszych domów w całej Anglii. Położona w okolicy nadmorskiej, rzucała się w oczy każdego czarodzieja, który pojawiał się w tamtej okolicy. Wynikało to z faktu, że dom przypominał na pierwszy rzut oka kopczyk, jakie krety tworzą zwykle w mugolskich ogródkach. Zbudowany z brunatnej cegły, wcale jednak nie miał tak osobliwego kształtu. Był to zwykły dom, ze szpiczastym dachem, położony na wzniesieniu, dzięki czemu z daleka, wydawał się być ciemną piramidą na jasnozielonym podłożu.
Mający trzy piętra i wielki taras u samej góry, wiszący na niewidzialnych filarach, był obiektem częstego zainteresowania turystów.
Właśnie na ten taras, wyszedł właśnie wysoki, szczupły mężczyzna ubrany w grantową szatę. Chłodna morska bryza natychmiast zniszczyła złudzenia ładu na głowie, nad którym pracował przez kilka minut każdego ranka. Poprawił opadające na oczy okulary, westchnął ciężko i podszedł do obrośniętej pnącym bluszczem barierki. Wychylił się przez nią, przymykając powieki, a promienie słońca otuliły jego twarz.
Słysząc wesoły pisk, dobiegający z ogródka, otworzył leniwie oko i spojrzał w dół. Kwintesencja jego szczęścia, właśnie wchodziła przez drewnianą furtkę do miniaturowego ogrodu.
Feliks rozejrzał się dookoła, poprawił opadające na jego twarz niesforne kosmyki włosów, odetchnął głęboko i kucnął, stawiając na ziemi wiaderko i łopatkę. Za nim wbiegła Francis, piszcząc wesoło, a jej sukienka natychmiast zaplątała się w krzaku róży.
Szarpnęła a gdy materiał nie puścił, zwróciła się z pomocą do przycinającego gałązki Feliksa. Pokręcił głową, wyplątał niebieską tkaninę z kolców róży i podał dziewczynce wiaderko, wskazując opaloną ręką na rosnące przy płotku owoce. Czterolatka zapiszczała wesoło i rzuciła się w tamtą stronę, trzymając pod pachą za duże, jak dla niej, wiaderko. Blond loki powiały za nią, wydostając się z dziecięcego kapelusika.
<i> Będą przetwory </i>, pomyślał mężczyzna a na jego twarz wstąpił szeroki uśmiech. Szykowała się prawdziwa uczta.
Tymczasem Fransis zdążyła już zerwać większość borówki i teraz jej małe, pulchne rączki sięgnęły do porzeczek. Feliks podbiegł do niej, podniósł ją do góry i odstawił za siebie, poczym zaczął ją rugać, za zerwanie nie tych owoców, które powinna. Dziewczyna opuściła nisko główkę, a na jej policzki wstąpiły rumieńce.
- Eddie! – Usłyszał, gdy oboje zniknęli z zasięgu jego wzroku, kierując się do domu – Chodź mi pomóż, jeśli chcesz dziś coś zjeść!
Mauer westchnął. <i> Koniec tego dobrego, Proszę Pana </i> pomyślał, ale nadal uśmiechał się szeroko.
- Już idę, Słońce! – odkrzyknął, słysząc kroki na schodach. Zbyt późno, drzwi od tarasu otworzyły się, a Mauer staną twarzą w twarz ze swoją małżonką. Patrzyła na niego surowo, spod firany jasnych rzęs.
- Sądzisz, że wszystko będę robić sama? – spytała, zakładając ręce na biodrach. Nie lubił, gdy to robiła, zawsze zwiastowało to dla niego karczemną awanturę.
- Nie, Serce Ty moje. Właśnie schodziłem – odpowiedział, obdarowując ją ciepłym uśmiechem. Pokręciła głową.
- A mogłam żyć szczęśliwie jako wolna kobieta – mruknęła, odwracając się do niego plecami – mama wiedziała, co robi, gdy odradzała mi małżeństwo. A mnie się zachciało miłości.
- Wszystkie jesteście takie same! – krzyknął za nią Eddie, chociaż nadal się uśmiechał – zimne i bez serca, tylko marudzić potraficie!
- Nie narzekaj, tylko się rusz!
<i> Kobiety </i> pomyślał Edward Mauer, obserwując jak zza drzwiami znika niebieska wstążka. Ta sama, którą ogląda od przeszło piętnastu lat, wpiętą we włosy tej samej kobiety.
<i> Tej, której kocham. </i>, dodał w myślach. W tej samej chwili, Lexie Mauer, pomyślała dokładnie o tym samym, a na jej twarz, wstąpił cień niewidocznego uśmiechu.

II. Styczeń 1995,

Złożyła na pół list, położyła go na biurku i sięgnęła po stare pudełko po butach. Delikatnie zdjęła wieczko, uśmiechnęła się do machających z fotografii ludzi i włożyła do niego pergamin zapisany od góry do dołu drobnym pismem Remusa i wycinek z Proroka Codziennego, na którym wytłuszczonymi literami mrugał do niej napis <b> Black nadal wolny! </b>.
Zmarszczyła na chwilę brwi, odgarnęła rude kosmyki z twarzy i przetarła oczy. Już dawno zdecydowała, że nie warto dłużej o tym rozmyślać. Przyjaźń z tym człowiekiem, była już dawno zamkniętym przez nią tematem.
Spojrzała jeszcze raz na list od Lupina i uśmiech znów wrócił na jej twarz.
A Remus? Remus nadal był jej bliski, przez te wszystkie lata widywali się kilka razy do roku, a odkąd zaczął pracę w Hogwarcie, ich kontakt odżył jeszcze bardziej. Listy, które przysyłał co jakiś czas, pełne były opowieści o szkole, nauczycielach i Harrym. Lubiła je czytać, miała przez krótką chwilę wspaniałe uczucie, jakby znów miała –naście lat.
Usłyszała krzyki dobiegające z salonu. Westchnęła, zamknęła pudełko i wstała. Omiotła wzrokiem sypialnię, złapała za cienki sweterek, po który przyszyła tu przed dwudziestoma minutami i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Już u szczytu schodów, usłyszała wesołą paplaninę Eddiego. Gdy tylko znalazła się na parterze, zobaczyła uśmiechniętą twarz Mauera, który na chwilę przestał sprzeczać się z Joyce, by uściskać mocno przyjaciółkę.
<i> Nic się nie zmienił, kochany </i>, pomyślała, a na potwierdzenie Edward pokręcił gałkami i powiedział, wyraźnie akcentując sylaby.
- Wszystkie jesteście takie sami.
Lauren roześmiała się, a Lexie wymieniła z nią uśmiech. Fransis wyminęła ją na schodach i popędziła do pokoju chłopców, a Feliks, znudzony poszedł za młodszą siostrą.
- Jak się czujesz? – Spytała troskliwie Mauer, a Lauren rzuciła surowe spojrzenie na męża.
- Ty paplo – mruknęła – a to podobno kobiety plotkują.
- Dobrze wiesz, że i tak by się dowiedzieli – wzruszył ramionami Collins, a Eddie zachichotał pod nosem i obaj mężczyźni ulotnili się do salonu, odprowadzani rozbawionymi spojrzeniami swoich drugich połówek.
- Chciał dobrze – powiedziała cicho Joyce, ściskając kobietę, która uśmiechnęła się lekko.
- Wiem. A czuję się wyśmienicie – dodała idąc za mężczyznami – czuję, że tym razem, to będzie Lily – przyznała po chwili, rumieniąc się jak nastolatka.
- Mówisz tak za każdym razem, a póki co mamy trzech Lilów – zachichotał Chris, a Lauren westchnęła, siadając obok męża.
- To będzie dziewczynka, zobaczysz – upierała się. Lexie podeszła do Eddiego i bezceremonialnie wpakowała mu się na kolana.
- Naturalnie, kochanie – zgodził się, bardziej dla świętego spokoju, niż z przekonania.
- A jeśli jednak nie? – zapytała Joyce, a Chris uśmiechnął się, słysząc odpowiedzieć.
- Mamy czas.
Pogłaskała z czułością męża po policzku, wiedząc że nie zaprzeczy. Za to kochała go najbardziej – za jego cierpliwość, co do wszystkich zachcianek, które miewała, co do jej słabej pamięci i humorów.
- Będzie Lily, zobaczycie – zapewnił Eddie, uśmiechając się szeroko – czuję to przez kości.

III. Czerwiec 1995, centrum Londynu.

Uśmiechasz się, gdy Remus zaangażowaniem relacjonuje ci swój pobyt w Hogwarcie. Jesteś szczęśliwa, że możesz znów przenieść się do ukochanej szkoły. Opowieści przyjaciela jak zawsze obrazują nawet najmniejsze szczegóły, a Ty możesz do woli wizualizować sobie miejsca i wydarzenia, o których Ci mówi.
Niemalże czujesz wilgoć murów szkolnych, słyszysz echo odbijanych słów i widzisz szkolne błonia.
Jakiś cichy głosik zauważa, że Remus skrzętnie omija temat Syriusza. Staję się coraz bardziej natrętny, gdy Lupin kończy mówić, omijając ostanie wydarzenia. A Ty czujesz, że on coś wie. Przecież tam był.
Chcesz go o to spytać, ale nie potrafisz znaleźć słów. On wpatruje się w ciebie uporczywie. Czujesz, jak Twoje dłonie stają się mokre. By ukryć zdenerwowanie, sięgasz po filiżankę i zanurzasz w niej usta.
On też wygląda, jakby chciał coś jeszcze dodać. Gdy już sądzisz, że nic więcej nie powie, odzywa się znów.
- Wiesz już, czy to będzie dziewczyna? – pyta, a na jego zmęczoną twarz wstępuje uśmiech. Wzdychasz w duchu, zawiedziona. Teraz nie uda Ci się znów sprowadzić rozmowy na ten temat.
Głaszczesz delikatnie brzuch, który wyraźnie zarysowuje się pod luźną tuniką.
- Nie mówiłam Ci? – uśmiechasz się mimo woli, odgarniając włosy z buzi – To bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka.
Odwzajemnia uśmiech, a w jego oczach pojawia się wesoły błysk.
- Lily – stwierdza, a Ty kiwasz głową. Nie jesteś zdziwiona pewnością w jego głosie, przecież od dawna wiedział, że chcesz mieć małą Lily – A chłopiec?
Wzruszasz ramionami. Nie myślałaś jeszcze o tym.
- Lily i… - zamyśla się, a na jego czole pojawia się podłużna zmarszczka – Lily i…
Nie kończy. Nie musi. Wiesz, że oboje pomyśleliście o tym samym. Uśmiechacie się do siebie,
<i> Tam gdzie Lily, tam zawsze i Jim </i>, myślisz, <i> pomówię o tym z Chrisem </i>, dodajesz po chwili.
Ale już podjęłaś decyzję.
- Chcesz się przejść? – pyta nagle Remus, jakby o czymś sobie przypominając – Z dala od ludzi?
Kiwasz głową na zgodę.

IV. Czerwiec 1944, okolice domu Remusa Lupina.

Szli obok siebie, milcząc. Lauren głaskała się delikatnie po brzuchu, czekając aż Lupin coś powie. W końcu chciał rozmawiać, tymczasem odkąd wyszli z kawiarni, nie powiedział ani słowa.
Rozejrzała się, poznając okolicę w której się znaleźli. Spojrzała na przyjaciela, który uśmiechnął się blado.
- Mniej ludzi niż tu, szybko nie znajdziesz – powiedział, zatrzymując się przed małym, położonym na odludziu budynkiem. Wsadził rękę do kieszeni, w poszukiwaniu klucza – Nie wystrasz się psa – dodał po chwili.
- Masz psa? – Zainteresowała się, a Lupin potwierdził kiwnięciem głowy.
- Przypałętał się za mną z Hogwartu.
- I trzymasz go tyle czasu samego? Remus, na Boga, przecież on się powinien załatwiać! – oburzyła się Lauren, kierując się bardziej matczyną troską, niż zdrowym rozsądkiem – Jest w nowym, obcym miejscu! Nie masz serca!?
Ku jej zaskoczeniu, Lupin zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Nie martw się – powiedział, nadal grzebiąc w kieszeni – potrafi korzystać z toalety.
- To nie jest zabawne! – oburzyła się, patrząc na niego ze złością – mówię poważnie! To nieodpowiedzialne!
- Ja też – stwierdził, wyjmując klucz – jeść też sam sobie robi. Zwykle jajecznicę, chociaż czasem i omlet. To zdolny pies.
- I kwiaty na pewno też ci podlewa – rzuciła ironicznie, a Lupin zawiesił się przez chwilę.
- Nie, do kwiatów nigdy nie miał głowy – oznajmił po namyśle – ale sumiennie po sobie sprząta i zawsze opuszcza deskę. I potrafi gotować.
Chciała coś powiedzieć, ale właśnie otworzył drzwi. Spodziewała się zobaczyć w progu wychudłego, małego szczeniaczka, cieszącego się na widok pana, ale w holu nie było nikogo. Pomyślała o najgorszym i poczuła nagły atak złości na przyjaciela, gdy z kuchni wyłonił się wielki, czarny pies, z fartuszkiem narzuconym na grzbiet i drewnianą łyżką w pysku.
Zdziwiona, wpatrywała się w zwierzę, gdy dotarło do niej, kto przed nią stoi. Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie mogłem z Tobą rozmawiać o tym przy ludziach – powiedział cicho Lupin, a pies nagle zniknął, by po chwili na jego miejscu pojawił się Syriusz. Jeszcze szerszy uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy objęła mocno przyjaciela i poczuła, że w końcu wszystko jest tak, jak być powinno.
Lily lub James, kopnęło ją mocno, jakby potwierdzając jej myśli.

KONIEC


"- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze", a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.”
Rozmowy Trumienne

Offline

 

#2 2012-01-06 21:52:55

 Aga141993

Użytkownik

26191865
Skąd: Łódź(okolice)
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 123
Punktów :   

Re: E.

A sie Luren dzieciaków dorobiła. Jka rozumie Lucas nie istniej. Słodki epilog mi to, że Lily i James nie żyją to i tak to urocze:) Lauren jest słodka z ta pewnością, że teraz to napewno będzie Lily.I chyba faktycznie lepiej byłoby jej z Chrisem. Lexi Eddie i dwójka dziecki. Nie moge sobie tego wyobraźić. Podejrzewam, że Lexi była okropna w czasie ciąze, nie żeby była miła na codzien no, ale przez hormony pewnie się wszystko spotęgowało. Kurcze nie wiem co mam napiasć, jak skoncze rozpływac się na epilogiem to napise więcej.

Offline

 

#3 2012-01-07 16:19:40

 Asiexz

Użytkownik

8269288
Skąd: Gliwice
Zarejestrowany: 2011-11-28
Posty: 129
Punktów :   

Re: E.

Tęskniłam za Lauren! Fajny epilog, ale aż się zastanawiam jak będzie wyglądał ten właściwy...

Offline

 

#4 2012-01-07 17:40:47

 nanina

Administrator

5112960
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 269
Punktów :   
WWW

Re: E.

Jest zdecydowanie moim ulubionym Prawda jest taka, że gdybym chciała coś z niego wykorzystać nadawałby się tylko pierwszy akapit - może fragmencik drugiego Po prostu od czasu gdy go pisałam pojawiło się tak dużo nowych postaci i zmieniło tak wiele moich planów, że nie przestał mieć rację bytu.
Co do Lauren, no cóż - jeszcze rozdział lub dwa i troszkę o niej będzie Czeka nas mała podróż w przeszłość


"- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze", a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.”
Rozmowy Trumienne

Offline

 

#5 2012-01-08 19:44:50

 Asiexz

Użytkownik

8269288
Skąd: Gliwice
Zarejestrowany: 2011-11-28
Posty: 129
Punktów :   

Re: E.

jupi!!!

Offline

 

#6 2012-01-08 21:00:33

 nanina

Administrator

5112960
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 269
Punktów :   
WWW

Re: E.

Jaka radość! Aż chce się pisać Ale te rozdziały będą już po sesji, teraz się nie wyrobię bo nagle zdałam sobie sprawę że przed Sylwestrem są jeszcze święta i... Ah, ileż tego mnie czeka!!


"- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze", a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.”
Rozmowy Trumienne

Offline

 

#7 2012-01-09 13:29:10

 Asiexz

Użytkownik

8269288
Skąd: Gliwice
Zarejestrowany: 2011-11-28
Posty: 129
Punktów :   

Re: E.

Na takie rozdziały to aż chce się czekać

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.090 seconds, 10 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.elf-bot.pun.pl www.aranze.pun.pl www.supastrikas.pun.pl www.fajnonapity.pun.pl www.narutokllub.pun.pl