Świat Lily

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Tak, w galerii pojawiają się obrazki, przedstawiające moje małe wyobrażenia bohaterów. Obrazki dodawać może każdy użytkownik więc jeśli macie inne zdanie niż ja - śmiało! :)

#1 2011-11-27 20:25:31

 nanina

Administrator

5112960
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 269
Punktów :   
WWW

Lauren-Lucas-Syriusz

Więc tak. Te fragmenty, które teraz dodam, dotyczą wątku którego zakończenie zmieniłam. W pierwszej wersji, kiedy Lauren wyjechała do Bostonu, Syriusz miał jej nie szukać wrócić za to miała po przeszło roku, z ośmiomiesięcznym Lucasem. Potem nastąpiła jednak zmiana planów, a fragmenty zostały. Swoją drogą, nie chcę wiedzieć co byście z nią zrobiły, gdybym wcieliła swój plan wtedy w życie 

Fragment I

Zapukała, przestępując z nogi na nogę, wpatrując się uporczywie w mosiężną tabliczką przybitą na drzwiach. Chociaż minęło tyle czasu, ona nadal pamiętała dokładnie każdy jej szczegół, tak jakby widywała ją codziennie przez wiele, długich lat.
Długo zwlekła z tą wizytą. Wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona, żeby tu przyjść - odbycie tej rozmowy, było konieczne, chociażby nie wiadomo ile się przed tym broniła.
Dłużej zwlekać nie mogła. Gdyby to dotyczyło tylko jej sumienia, pewnie nie zrobiłaby nic z tym, jak bardzo oboje próbują się od siebie odciąć. Ale w grę wchodzili też inni, którym ich nie wyjaśnione sytuacje, sprawiały kłopoty. No i był jeszcze Lucas.
Lauren długo wahała się, jak rozwiązać tą sytuację. Nie powiedziała nikomu – i nie miała zamiaru tego robić – całej prawdy o swoim synku i tym, gdzie i co robiła, kiedy jej nie było. Nawet rodzice, mimo wielu prób, nie dowiedzieli się więcej, niż chciała. Nauka kłamstwa i unikania tematu zajęła jej dużo czas, ale jednego była pewna – potrafiła robić to już tak dobrze, że mogła bez obaw złożyć wizytę Syriuszowi.
Drzwi otworzyły się i Lauren stanęła oko w oko z Bonnie. Dziewczyna zmierzyła ją niezbyt przychylnym spojrzeniem – ubrana w krótki, skąpy podkoszulek, z lekko rozwianymi włosami, wyraźnie nie była zadowolona z niezapowiedzianej wizyty.
- Cześć – powiedziała sucho, ani myśląc wpuścić ją do środka. Lauren zdecydowała się na szybki odwrót.
- Cześć – odpowiedziała, próbując opanować drżenie głosu. Mimo wszystko, widok dziewczyny w domu Syriusza, mocno ją zabolał – Chciałam porozmawiać z Syriuszem, ale widzę, że jest zajęty więc…
- Czekaj – zawołała Bonnie, kiedy Lauren odwróciła się by odejść – Właśnie wychodziłam.
Z niezbyt tęgą miną, wpuściła ją do środka i szybko złapała za wiszący na wieszaku sweter. Drzwi od salonu otworzyły się i do środka wszedł Syriusz, mierząc swoją dziewczynę nieco zaskoczonym spojrzeniem. Lauren nie zauważył.
- Co robisz?
- Lepiej już pójdę – powiedziała cicho, nie patrząc w jego stronę. Lauren natychmiast odwróciła się, kiedy tylko pomyślała jak wielką głupotę zrobiła. Jej przypuszczenia potwierdziły się, kiedy tylko Syriusz ją zobaczył, a Bonnie wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Co jej powiedziałaś? – zapytał ostro, cały się napinając. Lauren cofnęła się o krok, czując jak robi jej się zimno. Nigdy dotąd nie słyszała, żeby zwracał się do niej takim tonem.
- Nic… Chciałam tylko porozmawiać… Ale to zły pomysł, będzie lepiej jak sobie pójdę… - Odwróciła się, chcąc odejść i przeklinając w myślach swoją głupotę. Przyjście tu było wielkim błędem.
- Czekaj, jak już tu jesteś… lepiej załatwmy to od razu – powiedział obojętnie, wskazując jej gestem ręki drzwi od kuchni. Z opuszczoną głową wyprzedziła go i przeszła do pomieszczenia, pragnąc jak najszybciej opuścić ten dom.
- O co chodzi? – zapytał Syriusz, kiedy już znaleźli się w kuchni. Stanęła przy stole, zaciskając kurczowo palce na pasku od płaszcza – Jeśli przyszłaś tu, żeby się tłumaczyć, tracisz tylko mój i swój czas.
- Ja chciałam tylko… – wyszeptała, a wszystko to, co chciała powiedzieć nim tu weszła, wyparowało z jej głowy -…musimy coś wyjaśnić.
- Nie chcę twoich wyjaśnień – powtórzył zirytowany – Nie obchodzi mnie to, co masz do powiedzenia. Już nie.
- To ważne – powiedziała, a gardło ścisnęło jej się mocno – To jest nie poważne, musimy...
- Co chcesz jeszcze wyjaśniać? – przerwał jej szybko, a Lauren jeszcze bardziej skurczyła się w sobie – Wydaje mi się, że wyjaśniliśmy sobie wtedy wszystko. A swoim wyjazdem, tylko potwierdziłaś, że nic nas nie łączyło…
- Co miałam według ciebie zrobić? – zapytała, trochę głośniej niż zamierzała. W tej chwili atak wydawał się jej najlepszą obroną na to, czego spodziewała się zaraz usłyszeć – Zostawiłeś mnie, nie mogłam tu zostać, nie dałabym sobie tutaj rady! Potrzebowałam czasu, kochałam cię!
- Wspaniały dowód uczuć, naprawdę – prychnął, robiąc kilka gwałtownych ruchów rękami w około siebie – Wyjechać, związać się z kimś innym i nawet nie dać znaku życia przez ponad rok! Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł być bardziej romantyczny i oddany niż ty!
- Z nikim nie byłam – powiedziała twardo – Ja…
- Tak, przypadkowy seks, jest bardziej romantyczny – powiedział z ironią. Powoli, cała ta rozmowa zaczynała go męczyć i czuł się coraz bardziej zirytowany – Naprawdę, bardzo mi tym ulżyłaś… Lauren, to się nie trzyma kupy, przestań się tłumaczyć, bo mnie i tak to już nie obchodzi! Nie ma znaczenia, co…
- Nie słuchasz mnie! – krzyknęła zirytowana – Z nikim nie byłam! Z nikim nie spałam!
- Ale ze mnie kretyn! – powiedział z sarkazmem, a dla potwierdzenia swoich słów uderzył się otwartą ręką w głowę. Teraz oboje nie panowali już nad emocjami i słowami – Czekaj, zgadnę… Wiatropylność? A może niepokalane poczęcie? Pewnie, że nie pomyślałem o tym wcześniej, to takie oczywiste… Za kogo ty mnie masz?
- Za idiotę, którym jesteś! – pisnęła tak nisko, że w każdej innej sytuacji rozglądałaby się za rozbitym szkłem. Teraz nie liczył się już rozsądek, była wściekła i bezsilna, a z każdym słowem Syriuszem traciła resztki rozsądku, jakie jej jeszcze pozostał. Teraz oboje nie mieli zahamowań przed tym co mówili i robili – Byłam w ciąży, kiedy wyjeżdżałam! Tam się o tym dowiedziałam, a na wypadek gdybyś był aż takim kretynem, wyjaśnię: Lucas jest twoim dzieckiem!
Zapadła cisza. Doszło do niej, co powiedziała i nagle poczuła, jak robi jej się zimno. Syriusz zamarł w bezruchu, wpatrując się w nią zszokowany, a Lauren zakręciło się w głowie i gdyby mogła, odwróciłaby się i wyszła. Resztki kolory zniknęły z twarzy Syriusza, wydawało się, że nie docierają do niego żadne bodźce zewnętrzne.
Przesadziła. Doszło to do niej o chwilę o za późno.
- Zapomnij o tej rozmowie. Nic od ciebie nie chcę i nie chciałam – powiedziała ledwo dosłyszalnie – Przyszłam tu, bo myślałam, że umiemy rozmawiać i zachowywać się jak dwoje dorosłych ludzi, zapominając o tym co było ale… najwyraźniej się myliłam.
Odwróciła się i wyszła tak szybko, że Syriusz, do którego wszystko dochodziło teraz z opóźnieniem, nie zdążył zareagować.

Zatrzymała się, gdy tylko uzyskała pewność, że Syriusz jej nie dogoni. Oparła się o pień drzewa, łapczywie czerpiąc oddech. Teraz dopiero w pełni dochodziło do niej co takiego zrobiła.
Ta rozmowa, była jedną z największych porażek jej życia. Była pewna, że uda jej się zapanować nad swoimi emocjami, tymczasem zupełnie straciła kontrolę.
Nie miała pojęcia, co teraz będzie. Syriusz się dowiedział a jeśli znała go wystarczająco dobrze, mogła czuć pełne przekonanie, że tak tego nie zostawi.
Na samą myśl o tym, jak bardzo zmieni się teraz życie ich wszystkich, miała ochotę znów uciec i nie wracać.
- Nie, Lauren, koniec uciekania – powiedziała do siebie, opierając się plecami o pień drzewa – Musisz zacząć brać odpowiedzialność za swoją głupotę…
Odgarnęła włosy z czoła, spojrzała na zegarek, odetchnęła głęboko. Skoro wiedział Syriusz, nadeszła pora, żeby porozmawiać z rodzicami. W końcu i tak się dowiedzą.

Stał tak jeszcze dłuższą chwilę, nim w końcu udało odzyskać mu się zdolność ruchu. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć i nagle doszło do niego, że Lauren nie ma w kuchni.
Powoli przeszedł do krzesła, opadł na nie ciężko i nabrał kilka głębokich, miarowych oddechów.
Kiedy Lauren tu przyszła, wcale nie miał ochoty z nią rozmawiać. Jej obecność przywoływała zbyt dużo wspomnień, żeby mógł tak po prostu z nią porozmawiać.
Atakując ją, czuł, że ma kontrolę nad rozmową.
Syriusz się bał. Cholernie bał się tego, co może się między nimi wydarzyć. Bał się, że jeśli pozwoli dojść jej do słowa, wysłucha tego, co chce mu powiedzieć, odżyje w nim to wszystko, co kiedyś czuł.
Atak był formą obroną przed samym sobą i tym, co czuł.
Połowa tego, co mówiła, do niego nie docierała. Teraz odwróciło się to przeciw niemu.
Tak naprawdę, zupełnie nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. Myśl o tym, że Lucas może być jego synem, była abstrakcyjna. Zupełnie, jakby to był sen, z którego zaraz się obudzi.
Gdyby to tylko było tak proste.

Weszła do domu, powiesiła torbę na wieszaku i rozejrzała się dyskretnie, szukając wzrokiem rodziców. Było już późno, światło w salonie się nie paliło i Lauren była przekonana, że cała trójka już śpi. Jakże więc się zdziwiła, słysząc kroki na schodach.
Światło zapaliło się i przed kobietą staną Richard, trzymając na rękach Lucasa, który przyłożył głowę do szorstkiej od zarostu twarzy dziadka i nieprzytomnym spojrzeniem błyszczących oczu patrzył na Lauren.
- Gdzie byłaś tak długo? – zapytał cicho, chociaż jego głos nawet tak zdawał się być dość surowy – Lucas nie mógł usnąć.
- Przepraszam – powiedziała, zdejmując buty – Musiałam coś załatwić, zeszło się dłużej niż przypuszczałam…
- Matka się martwiła – wyburczał, a Lauren podeszła i odgarnęła lekko włosy z czoła synka.
- Naturalnie, mama się martwiła – uśmiechnęła się łagodnie, a Richard wymruczał coś pod nosem i bez słowa zaniósł chłopca na górę, gdzie ułożył wnuczka w łóżeczku.
- Wiesz – podjął, kiedy Lauren pochyliła się, żeby utulić Lucasa – sądzę, że powinnaś się napić herbaty.
- Tak myślisz? – zapytała cicho, a Richard tylko odburknął coś pod nosem.
- Będę w kuchni – oznajmił na odchodnym i wyszedł, zostawiając ją samą.

- Nie da ci się odmówić, prawda? – zapytała, kiedy w kuchni zastała dwa kubki z parującą herbatą. Richard odwrócił się do córki, gestem wskazał krzesło.
- No to co chcesz mi powiedzieć? – podsunął jej herbatę i spojrzał wyczekująco – No, dalej, pij.
- Nie jestem spragniona – powiedziała, zaciskając kurczowo dłonie na kubku – Ale ty się nie krępuj, śmiało.
- Co chcesz mi powiedzieć? Daj spokój, znam cie od urodzenia, wiem, kiedy coś leży ci na sumieniu.
- Wolałabym poczekać na mamę – wyszeptała zawstydzona, pewna, że Richard nie odpuści. Myliła się.
- Jak wolisz, ale dziś jesteś na świeżo – powiedział, wzruszając ramionami - A mama i tak ci nie pomoże, dostaniesz za swoje, przecież wiesz.
Uśmiechnęła się smutno, upiła delikatnie z kubka i westchnęła.
- Byłam u Syriusza – wyszeptała, a wąsy Richarda odruchowo się nastroszyły – Chciałam z nim tylko porozmawiać, a zamiast tego… Pokłóciliśmy się.
- To jednak lepiej poczekaj na mamę – westchnął Richard, wstając – Sprawy sercowe nie są na moje skołatane, ojcowskie nerwy… Herbatę zabieram…
- Jest ojcem Lucasa – zawołała za nim po chwili milczenia. Zatrzymał się w pół kroku, napiął cały, ale nie odwrócił – Nie tak miał się dowiedzieć… Wszyscy nie tak mieli się dowiedzieć.
Zapadła krótka cisza. Mężczyzna w końcu zwrócił się w jej stronę, z kamienną twarzą podszedł do niej, zabrał kubek z herbatą i jednym zamaszystym ruchem wylał zawartość obu do zlewu.
- To za słabe na taką rozmowę – oznajmił wyciągając dwie szklanki i butelkę Ognistej Whisky – Nie mów matce, że to zrobiłem…
Patrzyła zszokowana, jak podsuwa jej kieliszek i sam opróżnia zawartość swojego jednym szybkim ruchem.
- Teraz mogę słuchać.
- Wpędzę cię w alkoholizm – westchnęła zrezygnowana Lauren – Macie ze mną same kłopoty.
- Twoje siostry też nie były święte – powiedział – Nie ty pierwsza wpadłaś przed ślubem… A teraz mów, żebym mógł cię z czystym sumieniem opieprzyć.
Przewróciła oczami, odetchnęła głęboko i zaczęła mówić, przygotowując się w myślach, że nie pójdzie zbyt szybko spać.

Fragment II

- Wpadłam zobaczyć jak sobie radzisz sama – uśmiechnęła się łagodnie Lauren – Musiałam go ze sobą zabrać, mama miała plany… Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe – dodała, gdy Lily spojrzała na siedzącego w wózeczku Lucasa.
- Daj spokój – Lily machnęła ręką, uciszającym gestem i posłała jej coś na kształt krzywego uśmiechu – Nie mogę być zła, bo niedługo sama będę mamą…
- Tak, pewnie masz rację, ale przecież… wszędzie go ze sobą ciągam – powiedziała trochę zawstydzona, ale rudowłosa prychnęła.
- Jest niekłopotliwy… Wejdźcie, jestem tu sama jak mops od kilku dni i zaczynam wariować powoli… Potrzebuję towarzystwa… Zrobić ci herbaty? – Zapytała, kiedy weszły do kuchni. Lauren pokiwała twierdząco głową i zajęła się rozbieraniem Lucasa.
- Masz wiadomości od Jamesa? – Zagadnęła, a ruchy Lily na chwilę się spowolniły.
- Tak… Pisał do mnie wczoraj – powiedziała cicho i odwróciła się do kobiety. Lauren spojrzała na nią zaniepokojona – Wiesz, to pewnie głupie, ale… bardzo się o niego boję.
- Nie… Daj spokój, nie, to nie jest głupie. To całkiem naturalne, ja też bym się bała gdyby… Gdyby ktoś tak dla mnie bliski, narażał życie – dokończyła kulawo, odwracając wzrok. Lily przez chwilę mierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, ale zawstydzony wyraz twarzy kobiety dał jej wyraźnie odpowiedzi na wszystkie pytania, bo nie drążyła. Zamiast tego, zapytała.
- Jak sprawy z Syriuszem?
- Daj spokój, szkoda gadać – westchnęła Lauren, której zmiana tematu wcale nie odpowiadała – Nie idzie się dogadać… Jest zacięty a ja… nie dziwię mu się.
- To chwilowe – powiedziała natychmiast Lily, siadając obok i stawiając herbatę. Spojrzała na siedzącego na kolanach Lucasa i uśmiechnęła się promiennie – Zobaczysz, że prędzej czy później zmięknie a wtedy Lucas całkiem zawróci mu w głowie…
- Ma do tego talent – zaśmiała się cicho Lauren – Czasem mi wstyd, bo już kilka razy mi pomógł załagodzić sprawę…
- Co masz na myśli?
- Na przykład tatę… Był bardzo zacięty a teraz… Merlinie, gdybyś ich widziała!
Lily uśmiechnęła się, zawahała i podjęła, dość nieporadnie dobierając sprawę.
- Wiesz… Nie chcę się wtrącać ale… Wydaje mi się, że… Załatwienie spraw między tobą i Syriuszem, pewnie zajmie trochę czasu a… To nie chodzi o to, że… Ja po prostu uważam, że powinnaś zadbać, żeby oni spędzili razem trochę czasu… Nie odsuwaj ich od siebie, bo…
- Nie chcę tego robić, to Syriusz jest zacięty. Nie chce nawet słyszeć o tym, żeby… Nawet go nie widział. Pewnie mi nie wierzy… Znów się nie dziwię.
- Nie możesz się mu dziwić – powiedziała łagodnie Lily – To trudna sytuacja dla was wszystkich.
- Byłoby łatwiej, gdyby chciał mnie wysłuchać… Nie rozmawiajmy o tym, nie będę zanudzać cię swoimi kłopotami.
- To są też kłopoty Syriusza, a on jest moim przyjacielem – zauważyła rozsądnie Lily, patrząc na nią z powagą – Chcę wiedzieć, co się z wami dzieje nie tylko z jego bardzo szczegółowych, emocjonalnych, szczerych i mieszczących się w zaledwie jednym, pojedynczym zdaniu: panuję nad tym…
- Jak zwykle ma bardzo rozwiązły język… No ale dobrze, jak się czujesz? – zapytała tonem, który miał kończyć dyskusję.
- W porządku… Maluszek daje mi nieźle do wiwatu, zwłaszcza w nocy – uśmiechnęła się z czułością, dotykając brzuszka.
- Gimnastykuje się – powiedziała Lauren, a Lily pokiwała głową - Sportowiec.
- Daj spokój, mówisz jak James – zaśmiała się Lily. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążyła. Rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała, złapała różdżkę i gestem wskazała, że zaraz wróci. Lauren pochyliła się nad Lucasa, który z nadzwyczajnym skupieniem bawił się brzegiem kocyka, którym był przykryty. Odgarnęła grzywkę z czoła chłopca, upiła trochę z kubka i podniosła głowę, słysząc jak Lily wraca do kuchni.
- Obiecałem Rogaczowi, że sprawdzę czy wszystko jest w porzą… - Syriusz wszedł do kuchni i urwał w pół zdania, widząc siedzącą przy stole Lauren. Lily popatrzyła po nich lekko przestraszonym spojrzeniem. Mały Lucas odwrócił również buzię, patrząc to na Lauren to znów na Syriusza, sprawiając wrażenie jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje. Lauren poderwała się z miejsca a chłopiec poderwał główkę patrząc na nią zdziwiony.
- Lepiej już pójdziemy – powiedziała szybko, nie mając ochoty na kolejną kłótnia, która prędzej czy później by wybuchła – Uważaj na was. Wpadnę jutro – dodała z uśmiechem, a Lily pokiwała głową i rzuciła ukradkowe, znaczące spojrzenie na Syriusza, który jednak skrupulatnie odwracał wzrok od Lauren i Lucasa. Chłopiec z kolei wykazał pewne zainteresowanie mężczyzną i Lily była pewna, że kiedy Lauren przechodziła obok, malec wyciągnął rączkę.
- Odprowadzę ją – rzuciła do przyjaciela i wyszła za Lauren, która przeklęła siarczyście pod nosem, wkładając Lucasa do wózka i zaczęła nakładać mu czapeczkę – Brawo, powinnaś dostawać nagrody za marnowanie okazji.
- Przestań, szkoda na to czasu – mruknęła Lauren – Nie widziałaś jego miny?
- Z takim podejściem to faktycznie wiele zadziałaś – prychnęła Lily, opierając się o ścianę i przyłożyła rękę do brzucha. Przymknęła powieki.
- Ej… Lily, wszystko jest w porządku? Zbladłaś… - Lauren podeszła do przyjaciółki i spojrzała na nią z troską. Lily pociemniało przed oczami i zanim Lauren zareagowała, osunęła się po podłodze na ziemię – Cholera… Syriusz!!
Wydawało jej się, że minęła wieczność, nim Black wyszedł z kuchni. Doskoczył do nich, podczas gdy Lily powoli otworzyła oczy i spojrzała lekko oszołomionym wzorkiem po Lauren, by potem przenieść je na Syriusza.
- Nic… nic mi nie… jest – wydyszała, nieudolnie próbując się podnieść z ziemi – Wszystko jest… dobrze.
- Nie, nie jest dobrze – przerwała jej surowo Lauren a potem dodała łagodniejszym tonem – Zdarzyło ci się to wcześniej?
- Nie… Jestem tylko zmęczona, odpocznę i wszystko będzie…
- Powinien zobaczyć cię uzdrowiciel – powiedział stanowczo Syriusz – Rogacz nam nie daruje, jeśli cię tak zostawimy…
- On ma rację – zgodziła się Lauren, pomagając jej wstać i sięgnęła po płaszcz – To nie jest normalne… Masz jakiś kontakt z Jamesem? – zawróciła się do Syriusza, który pokiwał żywo głową. Lauren wciągnęła płaszcz na Lily i poprowadziła protestującą kobietę do drzwi – Powiadom go…
Odwróciła się a jej wzrok padł na siedzącego w wózeczku Lucasa. Przez to całe zamieszanie zupełnie o nim zapomniała.
- Popilnuj go – rzuciła przez ramię do Blacka – Jak tylko upewnię się że z Lily wszystko dobrze, wrócę…
- Co? – Syriusz spojrzał na chłopca i popędził do drzwi, za którymi zniknęła Lauren wraz z Lily – Mowy nie ma! Wracaj tu! Lauren!!! Lauren… Zabiję ją…
Odwrócił się, spojrzał na Lucasa, który przyglądał mu się z nieufnością. Dopóki w pobliżu była Lauren, chłopiec był żywo zainteresowany nową osobą, teraz jednak poczuł się dość niepewnie, będąc sam na sam z obcą dla niego osobą.
Syriusz zmarszczył brwi, spojrzał na zegarek i wyminął wózek, pędząc do kominka. Po chwili wrócił, rzucił Lucasowi niezbyt przychylne spojrzenie – za co został obdarzony łudząco podobnym – i niechętnie pchnął wózek do salonu, gdzie od razu skierował swoje kroki do kominka.
Z Jamesem udało mu się skontaktować prawie natychmiast. Potter, pobladłszy gwałtownie, rzucił tylko: już jadę, i zniknął, nim Syriusz powiedział coś więcej. Mężczyzna odwrócił się niechętnie w kierunku Lucasa, który nadal obserwował go, kręcąc się niespokojnie. Syriusz westchnął, wstał z podłogi i podszedł do fotela, w którym zanurzył się wygodnie i bez większego przejęcia, pogrążył w lekturze Proroka Codziennego, czując na sobie natarczywe spojrzenie Lucasa.
Chłopiec przez jakiś czas siedział spokojnie, potem jednak zdecydował, że nie odpowiada mu tak bezceremonialne ignorowanie. Poruszył się, skrzywił i wyciągnął rączkę zza wózka, dając wyraźnie do zrozumienia Syriuszowi, że tutaj jest. Black jednak go nie zauważył, pochłonięty działem sportowym. Wyciągnął drugą rączkę, gestem dając do zrozumienia, że siedzenie w wózku zaczyna go nudzić, ale znów jego niema prośba została bez odzewu.
Nie mając większego wyboru, wydał z siebie cichy jęk. Syriusz poderwał głowę i spojrzał na chłopca, który wydął buzie w podkówkę i podniósł rączki w oczekującym geście.
- Nie – powiedział krótko Syriusz – Nie. Nie wezmę cię, mam cię tylko pilnować.
Lucas zaczął się głośniej oddychać, wyraźnie dając do zrozumienia, że zaraz zacznie płakać. Syriusz chyba odgadł jego intencje, bo odłożył gazetę i wstał, jednak nie spełnił prośby chłopca.
- Nie - powtórzył twardo, a Lucas opuścił rączki, chociaż jego mina nadal wyrażała głębokie niezadowolenie. Nie rozpłakał się jednak, tylko patrzył wyczekująco na Syriusza, czekając na jego kolejny krok – Zapomnij, mały.
Kiedy sięgnął tylko po gazetę, Lucas natychmiast znów wydał z siebie cichy jęk. Black zamarł w połowie ruchu i bardzo powoli odwrócił się w stronę chłopca.
- Co? Mam nie czytać? Chyba sobie żartujesz.
Ku jego zaskoczeniu Lucas wyszczerzył się w uśmiechu z dumą prezentując swoje dwie górne jedynki.
- Gratuluję poczucia humoru.
Wziął gazetę a maluch natychmiast spochmurniał. Zirytowany Syriusz odłożył Proroka i zwrócił się do Lucasa.
- Mam nie czytać? – zapytał – To co według ciebie powinienem zrobić? – spytał z przekąsem a Lucas natychmiast podniósł obie rączki – No nie, poważnie?
Pomachał rączkami pospieszającym gestem a Syriusz z trudem powstrzymał śmiech. Malec wyraźnie próbował go sobie podporządkować, a na to Black nie zamierzał pozwolić. Lauren i tak zdecydowanie przegięła, zostawiając ich samych a Syriusz i tak nawet nie zauważył, że złamał swoje przyrzeczenie o trzymaniu się od nich z daleka, wdając się w bezsensowną polemikę z niespełna rocznym dzieckiem.
- Nie będę cię nosił – powiedział obruszony, odwracając się od malucha – A twoja podkówka na mnie nie działa. Możesz sobie robić co ci się tylko podoba a ja…
Lucas pisnął cichutko, przytykając rączkę do buzi. Ledwo dosłyszalne kwilenie powoli stawało się głośniejsze. Syriusz lekko odwrócił głowę i serce zabiło mu mocniej. Lucas nie tylko wykrzywił buzię w podkówkę, ale oczy zalśniły mu niebezpiecznie.
- Daj spokój, wiem, że udajesz… - wymruczał niepewnie Syriusz – Nie zrobisz mi tego… Nie, proszę, nie rób mi tego – jęknął zrezygnowany, gdy chłopiec otworzył buzię a jego pisk powoli zaczął przerywać się w płacz – Oh, dobra!
Odwrócił się, wyciągnął ręce i zamyślił się, poczym dodał ostrzegającym tonem, kierując palcem w Lucasa.
- Robię to na twoją odpowiedzialność – powiedział – Nigdy nie nosiłem dziecka, jeśli coś ci się stanie, to będzie twoja wina, jasne?
I nie czekając na odpowiedź, bardzo nieporadnie podniósł Lucasa, łapiąc go pod biodra. Chłopiec przestał płakać tylko przyglądał mu się z mieszaniną zaciekawienia i nieufności.
Okazał się być dużo lżejszy, niż wydawało się Syriuszowi. Nie miał najmniejszego kłopotu z utrzymaniem go na rękach. Trzymał go na wyprostowanych rękach, zupełnie jakby miał w rękach niebezpieczny przedmiot, a nie małe dziecko. Lucas zamachał w powietrzu nóżkami i zdecydował, że odległość jest zbyt daleka, bo znów skrzywił się.
- Co ci znowu nie pasuje? – zapytał Syriusz, kiedy chłopiec zaczął się nerwowo wiercić. Przez chwilę Black nie wiedział co powinien zrobić, w końcu jednak przyciągnął go bliżej siebie. Znalezienie wygodnego ułożenia, zajęło Blackowi trochę czasu.

Kiedy dwadzieścia minut potem Syriuszowi udało się usiąść razem z Lucasem na kolanach, chłopiec okazał się wyjątkową poufałością, układając główkę na piersi mężczyzny i zaraz potem pogrążył się w lekkiej drzemce.
Ta chwila wytchnienia dała mężczyźnie trochę czasu na rozmyślenia. Nie ośmielając się poruszyć, siedział, trzymając malca w pasie i machinalnie gładząc go po brzuszku. Gdyby rano mu ktoś powiedział, że będzie teraz robić to, co robił, wyśmiałby go w żywe oczy. Wprawdzie miał świadomość, że Lucas nie jest niczemu winny, jednak zawiść na Lauren za ukrycie prawdy była tak silna, że nie potrafił się przemóc, żeby zobaczyć chłopca. Teraz, kiedy został postawiony przed faktem dokonanym, trudno było zaprzeczyć, że Lucas jest wyjątkowym dzieciakiem.

Fragment III

Richard zatrzymał się w połowie korytarza, słysząc dochodzące z uchylonych drzwi pokoju Lauren kwilenie. Rozejrzał się, spodziewając ujrzeć pędzącą córkę lub żonę, ale ani Lauren ani Lisa nie pojawiły się.
Mrucząc pod nosem o nieodpowiedzialności, zajrzał do pokoju i powoli podszedł do łóżeczka Lukasa. Chłopiec siedział, z buzią wygiętą podkówką a na jego widok, przechylił lekko główkę na ramię i wsadził piąstkę do ust. Richard złapał pierwszego z brzegu pluszowego misia, wsadził go do łóżeczka i odwrócił, żeby odejść, ale najwyraźniej malec miał inne plany, bo znów wydał z siebie cichy pisk.
- Nie próbuj na mnie tych sztuczek – zagrzmiał Richard, ale Lukas wcale się tym nie przejął, tylko wyciągną rączki w oczekującym geście – Mowy nie ma.
Nie odwrócił się jednak jak miał w zamiarze, tylko przypatrywał chłopcu.
- Jeśli sądzisz, że te twoje błękitne oczka spaniela i anielskie loczki na mnie działają, mylisz się – powiedział sucho – Masz do czynienia z wykładowcą historii, chłopcze. Nie jesteś tak uroczy jak ci mówią.
Coś wyraźnie mu nie wychodziło, bo choć używał swojego groźnego tonu, Lukas nie wyglądał na przestraszonego a przecież już nie jeden dorosły, odważny mężczyzna tracił w siebie wiarę w obliczu legendarnego basu Richarda Kinga.
Tymczasem niezrażony Lukas posłał mężczyźnie swój najpiękniejszy, pozbawiony uzębienia uśmiech.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a potem chłopiec zmarszczył czółko i wydął buzię w podkówkę. Richard westchnął i wziął wnuka na ręce.
- Powiedz babce albo matce, a cię wydziedziczę – ostrzegł dużo łagodniej – I nie myśl sobie, że tak będzie zawsze, jasne? Jesteś najmłodszym i jednym, jak na razie, prócz mnie oczywiście, mężczyzną w tej rodzinie… Masz wprawdzie dwóch pożal się boże wujków ale z nich tacy faceci jak ze mnie baletnica… Tak czy inaczej, spada na ciebie obowiązek pilnowania mamy, bo ona lubi robić głupie rzeczy…

Fragment IV
Słowem wstępu - w zasadzie, powinnam go dać dużo wcześniej. Akcja dzieje się jeszcze przed rozmową Syriusza i Lauren. Pan Black jest w tym czasie z wyżej wspomnianą już dziewczyną i dzieje się to zaraz po powrocie Lauren

Na początku w ogóle jej nie zauważył. Wśród wszystkich, którzy byli u Potterów, ciężko było ją na pierwszy rzut oka dostrzec.
Siedziała w fotelu, schowanym w samym kącie pokoju. Tuliła do siebie synka, gładząc go delikatnie po blond włosach, a na jej twarzy gościł delikatny uśmiech, kiedy wpatrywała się w usypiającego Lucasa. Na jej widok poczuł, jak serce najpierw zakuło boleśnie, a potem nagle zabiło z całej siły.
Zmieniła się. Chociaż wyglądała prawie tak samo, było w niej coś innego. Nie był w stanie określić, co takiego, ale kiedy przyglądał się jej, był pewny jednego – była to zmiana na lepsze.
Przyglądając się jej, nagle poczuł, że złość i żal, które odczuwał jeszcze gdy tu wchodził, zaledwie kilka sekund wcześniej, nagle wyparowały, jakby nigdy ich nie czuł. Przez ułamek sekundy, nie czuł po prostu nic.
- Nie waż się tego robić – usłyszał w swoim uchu znajomy szept Charlie.
- Robić…? Czego… robić?
- Nie rżnij głupiego. Widzę przecież, jak na nią patrzysz – prychnęła i przeszła obok, stając tak, żeby nie widział Lauren – Nie rób tego.
- O… Patrzę? Jak… jak patrzę? Ja nie patrzę… - Wydukał, nieudolnie próbując dojrzeć zza Charlie Lauren – Nie patrzę.
- Bo nie możesz! – warknęła – Black, idioto, otrząśnij się! Gdybyś nie pamiętał, to dziewczyna która uciekła, zostawiła cię i nie widziałeś jej ponad rok! Po za tym, jesteś z Bonn!
- Ściślej rzecz ujmując, ja ją zostawiłem – poprawił ją, za co zaraz zarobił kuksańca w żebro – Wiem, wiem przecież… To tylko Lauren… Po za tym, ona ma dziecko.
- Właśnie, ma dziecko! – ucieszyła się Charlie, a Syriusz poczuł się jakby ktoś wylał mu wiadro zimnej wody na głowę. Nagle zaczął wracać mu rozsądek – Ty jesteś z Bonn. Nie potrzebujesz obcych dzieci, będziesz miał kiedyś własne, tak?
- Tak… - powtórzył, przestając odsuwać Charlie – Tak, masz rację. To tylko Lauren, przeszłość.
Zapadła krótka chwila ciszy. Charlie, widząc wahanie na twarzy Blacka, podjęła, łagodniejszym tonem – Trzymaj się od niej z daleka.
Odwrócił głowę, nie chcąc dłużej na nią patrzeć. Widok Lauren, nagle zaczął go znowu boleć.
- Nie sprowadzi na ciebie nic dobrego – kontynuowała – Zbyt długo czasu układałeś sobie życie, żeby teraz pozwolić jej wywrócić je z powrotem do góry nogami   

- Masz zamiar siedzieć tu cały wieczór? – usłyszała tuż obok siebie – To mija się z celem… Po co w takim wypadku przyszłaś?
Odwróciła głowę i spojrzała na stojącego obok Jamesa, który oparł się ręką o oparcie fotela, na którym siedziała.
- Nie masz zamiaru się stąd ruszyć? – zapytał po chwili, a Lauren poczuła jak nagle robi jej się gorąco. Wskazała gestem na drzemiącego w jej ramionach Lucasa, starając się poruszać jak najmniej. Wiedziona doświadczeniem wiedziała, że jeśli teraz zrobi zbyt gwałtowny ruch, chłopiec obudzi się.
- Możesz go położyć w innym pokoju, tu jest głośno – dodał, a kobieta zdała sobie sprawę, że takiej pogardy i chłodu w jego tonie nie słyszała nigdy. Nagle zobaczyła zupełnie inne oblicze Jamesa, które dotąd znała – nie stał przed nią wesoły i beztroski Potter, ale stanowczy i pełen złości.
- Nie trzeba, nie będzie spał długo – wyszeptała, gładząc chłopca po blond loczkach. James mierzył ją uważnym spojrzeniem.
- Tak będzie wygodniej – powtórzył i nie czekając na odpowiedź, pochylił się, podnosząc Lucasa. Chłopiec wydał z siebie cichy jęk, ale James uspokoił go, nim Lauren podniosła się z fotela. Gestem głowy wskazał wyjście z salonu.

Położył go na łóżku, a Lauren okryła delikatnie i szczelnie kocem. Przez chwilę przypatrywała mu się z czułością – wcale nie chciała wychodzić, nawet jeśli miałaby ich dzielić tylko odległość jednego pokoju.
James jednak wyraźnie miał inny plan – odchrząknął znacząco, opierając się o futrynę drzwi i przyglądając jej, teraz z nieukrywanymi już emocjami.
- Jest coś, co powinniśmy sobie wyjaśnić – oznajmił stanowczo tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nim zdążyła się zastanowić, poszła za nim do kuchni.
- James, ja wiem, że to co zrobiłam było głupie, ale… - zaczęła, chcąc się usprawiedliwić ale uciszył ją gestem.
- Nie obchodzi mnie czemu wyjechałaś, to twoje życie i twoje decyzje – powiedział szybko – Zachowaj wyjaśnienia dla tych, którzy chcą ich słuchać. Ja chcę cię tylko lojalnie uprzedzić – dodał twardo – że jeśli zrobisz coś takiego jeszcze raz, będziesz miała do czynienia ze mną.
Skwitowała to milczeniem, bo nagle wszystkie argumenty, których mogła użyć dla swojej obrony, ulotniły się, a w jej głowie zapanowała pustka. Patrzyła oszołomiona na Pottera, nie będąc w stanie wydusić z siebie chociażby małego słówka.
- Tu nie chodzi o to, co robiłaś, to mnie nie obchodzi – podjął po chwili, odrobinę łagodniej – Ale skrzywdziłaś dwie najbliższe mi osoby. Nie masz… Nie masz pojęcia, co tu się działo, ile czasu zajęło im uporanie się z twoim wyjazdem, jak cholernie ich to bolało! A teraz… wracasz jak gdyby nigdy nic i uważasz, że wszystko jest w porządku? Tak się nie robi.
- Nie chciałam… żeby to tak wyszło – wyszeptała – nie zrobię tego drugi raz…
- Wiesz co? Rób co chcesz, powiedziałem, że mnie to nie obchodzi – powiedział – Ale jeśli nie wiesz, czego chcesz, trzymaj się z daleka od mojej rodziny, nim znowu ich skrzywdzisz.
I nie czekając na odpowiedź, wyszedł z kuchni, zostawiając Lauren samą.

Fragment... Straciłam rachubę, ostatni w każdym razie 

Podeszła, patrząc na niego wyczekująco. Sama nie wiedziała, dlaczego znów tu przyszła. Wydawałoby się, że po tylu próbach powinna przestać próbować – każdy powiedziałby, że nie ma szans, żeby się dogadać. Przypominali rozwiedzione małżeństwo, które nie potrafiło ze sobą nawet spokojnie porozmawiać, jak dwoje, dorosłych i cywilizowanych ludzi.
Lauren doskonale wiedziała, dlaczego tak trudno jej zapanować nad sobą i nad tym, co mówiła i robiła. Chociaż trudno było to jej wyjaśnić, nadal w pewien niezrozumiały sposób, Syriusz był dla niej zbyt ważny, żeby tak po prostu przyjmować z obojętnością to co mówił.
Teraz, nawet po sposobie w jakim na nią patrzył, była w stanie określić, że ta rozmowa jest skazana na niepowodzenie.

- Po co tu przyszłaś? – zapytał, nawet nie próbując udawać, że nie cieszy się na jej widok. Te rozmowy męczyły go, zupełnie jakby tkwił w labiryncie, z którego nie potrafił wyjść.
Z której strony by nie zaczynał i tak zawsze wracał do punktu wyjścia.
- Chce porozmawiać – powiedziała zmęczonym tonem. Westchnął i machinalnie postawił przed Lauren kubek z herbatą.
- Po co? Oboje wiemy, jak to się skończy – mruknął, siadając – Ty coś powiesz, ja cię zignoruję, powiem coś innego, zaczniesz krzyczeć, ja zacznę się denerwować i ty uciekniesz, zanim coś ustalimy…
- Nie tym razem. Musimy w końcu to przerwać – wyszeptała. Syriusz odgarnął włosy z czoła i spojrzał na nią z powagą.
- Jestem już tym zmęczony, Lauren – powiedział do niej zachrypniętym głosem – Mam dość, rozumiesz?
- Sądzisz, że ja nie mam? Myślisz, że mi to odpowiada? Jestem tak samo zmęczona jak ty…! Syriusz… Proszę, porozmawiajmy spokojnie…
- Próbujemy to robić od kilku tygodni. Dlaczego nie chcesz odpuścić?
- Bo nie możemy tak funkcjonować cały czas! Nie chcę przez resztę życia cię unikać, ponieważ nie potrafimy ze sobą przebywać w jednym pomieszczeniu! Nie pozwolę na to, chociażby ze względu na to, co nas kiedyś łączyło.
- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Dobrze, skoro nie chcesz tego zrobić dla siebie, to zrób to dla naszych przyjaciół. I Lucasa.
Podniósł głowę i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
- Jak sobie to wyobrażasz? Co ma nas teraz niby łączyć? Czego oczekujesz? – zapytał szybko – Cholera… Chciałbym, żeby…
- Pozwól mi to wszystko wyjaśnić – poprosiła szybko – To naprawdę…
- Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień – przerwał jej natychmiast a w jego głosie zabrzmiała ostra nuta – Nie chcę.
- Dlaczego jesteś taki uparty!? – zdenerwowała się, podnosząc z miejsca. Syriusz również wstał.
- Nie chcę słychać twoich tłumaczeń – powtórzył ostro – mówiłem ci już, że nic mnie nie obchodzi, co i gdzie robiłaś.
- Powtarzasz to, jakby ktoś rzucił na ciebie Urok Plączącego Języka! Tylko na tyle cię stać!?
- Czego być nie powiedziała, to nic nie zmieni, rozumiesz? To tylko pogorszy całą sprawę, nie chcę tego wysłuchiwać.
- Nie robiłam nic złego! – krzyknęła, zaciskając ręce na oparciu krzesła. Na te słowa w oczach Syriusza zapłonęły ogniki i Lauren wiedziała, że są o krok od przekroczenia magicznej linii, po przekroczeniu której znikają wszelkie zahamowania i granice.
- Pewnie. Nic złego. Wszystko, co robiłaś było jak najbardziej w porządku. Za wyjątkiem tych wszystkich kłamstw i krętactw, ale kto by się nimi przejmował!
- Nie musisz być cyniczny!
- To jaki mam być! Wszystko jest źle, czego bym nie powiedział i nie zrobił! Pewnie, najlepiej zupełnie o tym zapomnieć i podchodzić do wszystkich błędów zupełnie bezkrytycznie, tak jak ty! Ja wiem, co zrobiłem źle!
- Nie chcę tego słuchać.
- Widzisz! Uciekasz! Znowu – powiedział z satysfakcją, a Lauren zatrzymała się w pół kroku. Nie odwróciła się jednak w jego stronę, tylko stała nieruchomo, czekając na jego kolejny ruch – Tylko tak potrafisz zwalczać przeszkody. Uciekasz.
Zignorowała go i podeszła do drzwi kuchennych, chcąc wyjść. Syriusz zareagował błyskawicznie. Podbiegł, złapał ją stanowczym ruchem za nadgarstek.
- Co…?
Odwrócił ją szybko i spojrzał wyzywająco w oczy, zaciskając mocno usta w cienką linię. Lauren patrzyła na niego oszołomiona.
- Nie uciekniesz tym razem – powiedział twardo – dopóki nie wysłuchasz, co chcę ci powiedzieć.
- Nie zatrzymasz mnie – wycedziła.
- Chcesz się założyć? – zapytał, a Lauren szarpnęła, próbując się wydostać z jego uścisku.
- Nic mi nie zrobisz – mruknęła, chociaż w tej chwili nie była już pewna niczego. Syriusz nadal ją przytrzymywał i może gdyby nie była tak wzburzona, zdałaby sobie sprawę, że wcale nie robi tego tak mocno, jak jej się wydawało.
- Wiem – powiedział tak spokojnie, że zupełnie zbił ją tym z pantałyku. Patrzyła na niego, nie kryjąc tego jak zdezorientowana jest – uciekasz cały czas. Boisz się, że to co powiem może być prawdą. Zapierasz się, że chcesz to wyjaśnić a znikasz, nim dochodzimy do czego kol wiek. O co tu chodzi? Czego ty w ogóle chcesz?
- Ty nic nie rozumiesz – wyszeptała, odwracając się od niego i chcąc wyjść – Nic nie rozumiesz i nie zrozumiesz.
Zrobiła krok w przód, ale Syriusz nadal ją przytrzymywał. Szarpnęła się bezskutecznie, zacisnęła z bezsilności ręką i odwróciła tak szybko, że zaskoczony Syriusz puścił jej rękę.
- Jesteś taki głupi! – krzyknęła ze złością i machnęła rękami dla potwierdzenia swoich słów – Jesteś głupim, ślepym, upartym i zazdrosnym idiotą! Nic nie wiesz, nic nie rozumiesz i nie chcesz nawet tego zmienić! Tylko atakujesz a nic, absolutnie nic do ciebie nie dociera!
- Lauren, uspokój się…
- Nie! Mam dość, rozumiesz!? Wszyscy, łącznie z tobą, są już tym wszystkim zmęczeni, a ty, zamiast odpuścić, tylko utrudniasz! Uciekam, bo nie mam po co zostać! Wiem, jakie błędy popełniłam! Zdaję sobie z tego sprawę lepiej niż ty i codziennie zmagam się z konsekwencjami swojej głupoty! – nakręcała się coraz bardziej, zupełnie zapominając o wszelkich granicach. Miała wrażenie, że coś w niej pękło - Dlatego jeśli nie stać cię na nic więcej prócz ataku, wyjdę, bo nie mam już sił dalej się kłócić i próbować walczyć z wiatrakami!
Powiedziała zbyt dużo. Doszło to do niej o chwilę za późno ale teraz to nie miało już znaczenia. Gdy wracała do domu, była świadoma, że nie ma nawet co liczyć na to, że uda jej się odbudować z Syriuszem to, co zniszczyła wyjeżdżając. Jednak przez cały ten czas tliła się w niej iskierka nadziei, że uda im się chociaż odbudować relacje przyjacielskie.
Nie dopuszczała do siebie myśli co do tego, co tak naprawdę czuje, bo to nie miało najmniejszego znaczenia.
Teraz jednak wiedziała, że nie ma szans, żeby kiedykolwiek byli chociaż przyjaciółmi. Przez kilka tygodni walczyła z czymś, co dawno powinna spisać na straty. Dla nich nie było już żadnej przyszłości.
Widząc, że Syriusz nie ma zamiaru nic więcej zrobić, wyszarpała rękę z jego uścisku i odwróciła się na pięcie. Jednak i tym razem nie dane było jej wyjść – dopadł ją, nim dotknęła klamkę i przyciągnął do siebie stanowczym i zdecydowanym ruchem, jednak nic nie powiedział. Zamiast tego, objął w pasie i nim zdążyła się zorientować co chce zrobić, pocałował z taką namiętnością, jakiej nie doznała bardzo dawno.
W pierwszej chwili zawładną nią instynkt. Szarpnęła się z całej siły, uderzyła go w ramię, tupnęła z bezsilnością i zamierzyła, by dać w twarz.
Nim jednak dłoń dobiła do celu, nagle zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje. Kolana lekko ugięły się pod ciężarem jej ciała, w głowie zaszumiało a ręce opadły jej bezsilnie wzdłuż tułowia.
Nie zdążyła się nacieszyć tą chwilą – ba, nim zdążyła w ogóle tym pomyśleć – odsunął się, przerywając pocałunek.
- Powiedziałem, że nigdzie nie pójdziesz – powiedział, wpatrując się w nią uważnie – I sama jesteś głupia, jeżeli uważasz…
Przewróciła oczami i nie czekając, aż skończy zdanie i się rozmyśli, zarzuciła mu ręce na szyję i skutecznie, zamknęła usta.
- To też jest ucieczka – wymruczał, kiedy udało mu się na chwilę od niej oderwać, za co zaraz zarobił w głowę.
- Zamknij się – warknęła niecierpliwie, pchając go przed siebie.
Być może to, co teraz robili było nie poważne. Być może właśnie mnożyli sobie i tak wiele już kłopotów. Być może nawet, mieli tego żałować, kiedy tylko opadną emocje, które teraz zawładnęły nimi bez końca.
Być może tak miało być, ale teraz ani Lauren, ani Syriusz nie myśleli o tym. Teraz, ważne było tylko to, że znów byli przy sobie, a konsekwencje… Oboje ponosili ich tak wiele, że jeszcze trochę nie mogło im bardziej zaszkodzić.


"- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze", a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.”
Rozmowy Trumienne

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.061 seconds, 10 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.fajnonapity.pun.pl www.virtual-swiat.pun.pl www.aranze.pun.pl www.supastrikas.pun.pl www.narutokllub.pun.pl